Jak część czytelników zapewne wie, Tim Cook jest w mojej ocenie duchowym następcą Johna Sculleya. Z tego też powodu z rozbawieniem zauważyłem wywiad, w którym emerytowany już szef Apple chwali aktualnego CEO. Zabrałem się więc do oglądania, licząc, że trafi się materiał na jakiś żartobliwy felieton, ale trzeba przyznać, że Sculley postawił tezy, z którymi w dużej mierze się zgadzam. „Pan od słodzonej wody” pochwalił Tima Cooka za to, że kładzie bardzo duży nacisk na rozwój funkcji zdrowotnych w produktach firmy, oraz sugeruje, że niedługo nastąpi na tym polu rewolucja. Pojawianie się coraz lepszych sensorów oraz dynamiczny rozwój algorytmów analizujących ich odczyty wstrząśnie branżą, a Apple ma w tym odegrać kluczową rolę.

W moim tekście o najnowszym Apple Watchu, zamieszczonym w 3 numerze zeszłorocznego MyApple Magazynu, postawiłem podobną tezę. Funkcje zdrowotne powodują, że zegarek Apple odskoczył konkurencji na spory dystans, a zapowiedziany rozwój funkcji diagnostycznych może go jeszcze powiększyć. Małe urządzenia, potrafiące zasygnalizować nam problem zdrowotny i wysłać do lekarza, mogą być kolejnym dużym hitem rynkowym, a Apple Watch już jest na uprzywilejowanej sprzedażowo i marketingowo pozycji.

Z drugiej strony, w przeciwieństwie do Sculleya, wydaje mi się, że rola Apple nie będzie w całej branży medycznej aż tak „rewolucyjna”, jak sobie on to wyobraża. Były CEO roztoczył przed dziennikarzem CNBC wizję, w której Apple całkowicie przemodeluje rynek, wycinając część dotychczasowych graczy i dominując całkowicie tę branżę. Nawiązuje tu wprost do rewolucji, jaką firma przeprowadziła na rynku mobilnym. I właśnie do „skali” tego proroctwa mam najwięcej zastrzeżeń. Wzorem Sculleya wcielę się więc w przyjemną rolę futurologa i poniżej przedstawię własną wizję, jak ta elektroniczna „bitwa o zdrowie” może wyglądać.

O ile wierzę w Apple Watcha jako jednego z liderów małych urządzeń „alarmujących”, to nie sądzę, aby Apple weszło na rynek specjalistycznych urządzeń dla szpitali czy domowych do zdalnej diagnostyki. Te pierwsze wymagają dużych nakładów finansowych i badawczych, a jednocześnie sprzedają się w niewielkich ilościach, te drugie to w dużej mierze drobnica, którą produkują już teraz dziesiątki firm. Nie wykluczałbym, że Apple kupi parę startupów typu Beddit, potrzebnych mu dla przejęcia patentów, i utrzyma ich produkcję, ale nie spodziewałbym się wag, ciśnieniomierzy czy termometru ze znaczkiem jabłka.

Myślę, że główne uderzenie Apple będzie starało się pójść, zgodnie z nową idée fixe Cooka, w kierunku zbudowania dużej usługi:
• łączącej po sieci pacjenta z lekarzem,
• integrującej dodatkowe akcesoria medyczne, tak jak robi to HealthKit, ale na znacznie szerszą skalę,
• automatycznie budującej dokumentację medyczną w chmurze.

Apple może monetyzować taką usługę na wiele sposobów: płatne konta klienckie powiązane z iCloud, konta zawodowe dla lekarzy, korporacyjne dla szpitali, opłaty za znaczek „Zgodne z HealthKit”. Wszystkie te opcje są znacznie prostsze do ogarnięcia i mają znacznie atrakcyjniejsze marże niż zabawa w produkcję dziesiątek różnych urządzeń.

Kolejnym elementem, który Apple może wprowadzić, są API bazujące na przejętych patentach, które pozwolą wykorzystać iPhone’a jako sterownik urządzeń medycznych firm trzecich. Umożliwiłoby to wprowadzenie tańszych, pozbawionych własnej rozbudowanej elektroniki urządzeń mogących rozruszać ten rynek, a jednocześnie skierowało do prac nad aplikacjami sterującymi kolejne rzesze deweloperów.

Nie sądzę jednak, że Apple będzie osamotnione w walce o ten nowy segment rynku. Co więcej, myślę, że konkurentami będą najtrudniejsi zawodnicy, jakich możemy sobie wyobrazić, czyli Amazon, Google i Microsoft. Wszystkie te firmy mają potężne zaplecze chmurowe oraz są znacznie bardziej otwarte ekosystemowo (niestety także pod kątem sprzedaży naszych danych). Dużą przewagę dają im dalej niż u Apple posunięte prace nad sztuczną inteligencją oraz znacznie większa popularność i „kumatość” ich asystentów głosowych. Oba te czynniki mogą być ważnymi elementami ułatwiającymi wprowadzanie zdalnych usług medycznych. Apple jest zamknięte, w luksusowym, ale jednak rezerwacie. Choć ostatnie ruchy z oferowaniem iTunes na smart telewizory wskazują, że Cook zdał sobie sprawę, iż w usługach musi z niego wyjść.

W dziale wearables dzięki Apple Watchowi Cook ma dużą przewagę, która może jeszcze się powiększyć, jeśli potwierdzą się plotki o sensorach medycznych w AirPods 2. Ale już pojawiają się sygnały, że konkurencja łatwo nie odpuści. Tym razem nie będzie walki z prymitywnymi urządzeniami, jakie zastał na rynku iPhone, ale z młodymi wilkami w stylu Withings czy Fitbit, błyskawicznie kopiującymi wszelkie rozwiązania Chińczykami, Samsungiem oraz oczywiście ze wspomnianymi potęgami jak Microsoft, Amazon i Google. Gigant z Redmont co prawda ubił swoje opaski Band, ale doświadczenia zdobyte przy ich produkcji (m. in. bardzo dobre, dorównujące Apple sensory) mogą pozwolić mu na szybki powrót na ten rynek. Dla przykładu, wstrzymany tuż przed startem produkcji Band 3 miał mieć EKG już dwa lata temu. Wszędzie spóźniony Samsung może nadrobić zaległości dzięki temu, że jest producentem specjalistycznego sprzętu dla szpitali i ma w tej dziedzinie potężne zaplecze naukowe, własne szpitale itp. Amazon i Google co chwile prezentują kolejne urządzenia z różnych dziedzin, nie dbając o ewentualne straty, w związku z czym ciężko przypuszczać, że nie spróbują także w tej branży czegoś nam sprzedać. Ostatnie informacje o przeniesieniu 200 pracowników z samochodowego Projektu Tytan do innych działów wskazują, że Apple zdaje sobie sprawę, iż sukces Apple Watch Series 4 trzeba zdyskontować i maksymalnie dużo zasobów przerzucić na „zdrowotną linię frontu”.

Podsumowując, zgadzam się ze Sculleyem, że Tim Cook wybrał właściwy kierunek dla rozwoju Apple Watcha i usług medycznych. Zgadzam się, że Apple może być jednym z głównych graczy na rynku „cyfrowej” medycyny. Nie sądzę, że firma da radę zdominować konkurencję tak jak w czasie smartfonowej rewolucji. Myślę, że aktualnego CEO albo jego następcę czeka ciężka i fascynująca walka na tym polu. Mam nadzieję, że jej największym wygranym będą nie Apple czy inne korporacje, nie producenci sprzętu, ale lekarze i pacjenci. „Cyfrowa rewolucja medyczna” to chyba jedyna szansa, aby pozbyć się garba przeróżnych NFZ-tów, MediCare’ów i innych państwowo-urzędniczych potworków, które dzięki zbliżeniu pacjenta i lekarza wspieranego techniką i sztuczną inteligencją będą mogły zostać mocno ograniczone czy wręcz zlikwidowane.

Artykuł ukazał się pierwotnie w MyApple Magazynie nr 1/2019

Pobierz MyApple Magazyn nr 1/2019