Światem graficznym „wstrząsnęła” dziś wiadomość, że firma Corel po raz kolejny zapragnęła zdobyć serca grafików i dtpowców pracujących na Makach. Pakiet o nazwie CorelDRAW 2019 pojawił się zarówno na stronie Corela jak i w Mac App Store ku wielkiej radości wszystkich trzech czekających na niego od lat grafików. U starszych stażem pojawił się natomiast zgryźliwy uśmieszek, to wydarzenie przypomniało im czym skończyła się podobna próba w czasach Maków PowerPC.

Młodszym użytkownikom należy w tym momencie przypomnieć, że kanadyjski producent oprogramowania próbował już tego manewru wcześniej. W 2002 r. wypuścił na rynek pakiet CorelDRAW 11, który działał tak źle, że nie wychodziła mu nawet rola prostego konwertera plików .cdr do jakiegoś normalnego formatu. Fatalna jakość produktu odbiła się na sprzedaży, która była tak mała, że CorelDRAW 12 pojawił się ponownie tylko w wersji na Windows.

Ale czasy i rynek DTP się zmieniają, od wprowadzenia przez Adobe modelu subskrypcyjnego na rynek przebojem wdarła się firma Serif ze swoim programami graficznymi sprzedawanymi pod marką Affinity. Zarząd Corela prawdopodobnie pozazdrościł Brytyjczykom sukcesu i podjął kolejną próbę wyciągnięcia pieniędzy z portfeli macuserów. Pytanie czy odrobił lekcję z przeszłości…

Informacje podane oficjalnie brzmią nieźle. Według producenta oprogramowanie nie jest żadną konwersją, ale zostało od podstaw napisane na macOS, dzięki czemu wspiera m. in. tryb ciemny w Mojave czy obsługuje, nikomu niepotrzebnego, Touch Bara w MacBookach Pro.

W skład pakietu wchodzą następujące programy:
* CorelDRAW - do grafiki wektorowej
* Corel PHOTO-PAINT - do obróbki zdjęć
* Corel Font Manager - do zarządzania czcionkami
* AfterShot 3 HDR - program do wywoływania RAW-ów

Według producenta jedną z przełomowych technologii zastosowanych w pakiecie jest LiveSketch, czyli mechanizm wspomagania rysowania wektorów przy użyciu sieci neuronowych. Brzmi mądrze, ale biorąc pod uwagę że marketingowcy niedługo nawet na otwieraczach do butelek umieszczą napis „Powered by A.I.” to jakoś sceptycznie podchodzę do przełomowości tego mechanizmu.

Program można zakupić jednorazowo za 2699 zł lub wykupić subskrypcję kosztującą odpowiednio 998,99 zł za rok lub 154 zł za miesiąc. Patrząc na powyższe ceny, można z góry przewidywać że Corel dla Maca po raz kolejny przegra z kretesem. Tym bardziej, że producent udostępnił program w pełnej wersji na 15 dni, a już 15 minut zabawy pokazuje że zarówno do Adobe, jak i do Affinity nie ma żadnego startu.

Pierwsze co rzuca się w oczy to fakt że Corelowi udało się napisać natywne oprogramowanie które wygląda jak kiepska konwersja. Jeśli ktoś używa na przykład LibreOffice, to wie o czym mowa. Absolutnie każdy kawałek interfejsu ma w sobie coś nie pasującego do wyglądu macOS. Ale to jeszcze można byłoby przeżyć, niestety interfejs oprócz topornego wyglądu jest mało responsywny. Każde zaznaczenie, kliknięcie, dzieje się z minimalnym opóźnieniem, czasem mignięciem obiektu. Całość podsumowują regularne wywrotki programu i to na plikach złożonych z kilku prostych ścieżek i obiektów. Strach pomyśleć co działoby się przy bardziej złożonym projekcie.

Także UI to jeden wielki koszmarek. Ciemny interfejs da się włączyć tylko w Mojave, przełączając w Dark Mode cały system. Nie da się ustawić ciemnego interfejsu przy jasnym motywie ani w starszych wersjach macOS. Każdą grupę preferencji trzeba otwierać osobno, nie mają wspólnego okna. Drobne elementy interfejsu np. strzałki sugerujące rozwinięcie menu są dziwacznie ustawione. Żeby rozwinąć opcje jakiegoś narzędzia trzeba idealnie trafić w malutki trójkącik w prawym dolnym roku jego przycisku.

Przycisk Inspektora na górnej belce ukrywa i przywraca panel, ale jeśli zamkniemy go krzyżykiem, wtedy musimy przywrócić go z menu, klikanie w przycisk nic nie robi (to może być bug, ale patrząc na inne rozwiązania UI/UX, pewny nie jestem). Także obsługa trybu pełnoekranowego to jakiś żart, Corel PHOTO-PAINT otworzył mi zdjęcie w tym trybie, ale narzędzia otworzyły się tak jakby w mniejszym oknie wewnątrz programu, a całość otoczyła wielka czarna rama. Innym razem narzędzia otworzyły się w porządku, ale górna belka przesłoniła część narzędzi znajdujących się poniżej. Beta Affinity Publishera jest nieporównywalnie bardziej stabilna niż oficjalny wypust firmy Corel.

Podsumowując, nawet krótki test CorelDRAW 2019 przywraca jakościowe wspomnienia z fatalnej wersji 11, a wrażenie podróży w czasie pogłębia jeszcze interfejs wyglądający jakby zaprojektowano go w okolicach 2000 roku. Jakościową tragedię tego produktu najlepiej podsumowuje okienko „About CorelDRAW 2019” w którym możemy podziwiać napis i logo w wersji bez antyaliasingu, z pięknie poszarpanymi krawędziami. Jeśli dodamy do tego znacznie wyższa cenę od produktów Affinity oraz nie tak znowu dużą różnicę w stosunku do Adobe, wydaje się że zasadnie jest napisać: „Śpieszmy się testować Corela na Macu, tak szybko odchodzi”.