A więc stało się, po długich latach wyczekiwania na nowe modele Mini i MacBooka Air, Tim Cook wjechał, cały na szaro, na scenę brooklyńskiej Akademii Muzycznej i zaprezentował światu ich najnowsze wcielenia. Mam wrażenie, że nowe modele mogą sporo namieszać w ofercie Apple, choć jak bardzo, tego się już nie dowiemy. Apple w swojej skromności i pokorze zdecydowało, że od tej pory nie będzie się przechwalać poziomem sprzedaży swoich produktów.

Zacznijmy od najważniejszych informacji. Po pierwsze, oba komputery są zbudowane w 100% z recyklingowanego aluminium. To prawdziwy przełom w branży komputerowej i nie dziwne, że sala aż zatrzęsła się od oklasków gdy podano tę informację. Zadało to jednocześnie cios złośliwym komentatorom twierdzącym, że eko-postawa Apple jest pozorna ponieważ nie będzie miał co zrobić z obudowami ekranów czy topcase’ów po programach serwisowych. Jak widać to nie prawda, nic się nie zmarnuje.

Po drugie, użytkownicy MacBooków Air w końcu przestali być traktowani jak klienci drugiej kategorii i otrzymali w końcu najnowszą i najpłaskszą w historii, nieekranową klawiaturę. O tym, jak ciężko zaprojektować takie motylkowe cudeńko inżynierii niech świadczy fakt, że dotychczas żadna konkurencyjna firma nie zdołała jej skopiować. Może zabrzmi to trochę snobistycznie, ale ten rodzaj doświadczeń w pracy nad tekstem doświadczymy tylko na komputerach z jabłuszkiem. Jedyne co zastanawia, to fakt, że dalej zmusza się do obcowania z przestarzałą technologią klientów na stacjonarne Maki. Jest to kompletnie niezrozumiałe, przecież nawet gdyby cena hipotetycznej Magic Keyboard 2 miała trochę wzrosnąć, to przecież warto.

Ludzi używających laptopa tak jak w dawnych czasach, do pracy w terenie a nie przy biurku, z pewnością ucieszy fakt, że Air dołączył do linii Pro z nowatorskim systemem elastycznych portów. Jak wiadomo, konkurencja cały czas ładuje rożne USB, czytniki itp. w obudowy swoich laptopów, co jest zwyczajnie niepraktyczne. Umiejscowienie ich w adapterze pozwala nie tylko dobrać odpowiedni dla siebie zestaw portów, w wyniku czego nie jesteśmy zmuszeni dopłacać za takie których nie potrzebujemy, ale jednocześnie zapewnia większą elastyczność pozwalając łatwiej podpiąć urządzenie z np. trochę za krótkim kablem.

Z pozostałych nowości, dział odpowiedzialny za projekt nowego Maca mini przeszedł sam siebie i zwiększył ich moc obliczeniową nawet 5 krotnie. Ta przyjemność spotka tych, którzy zdecydują się wymienić na nowy model poprzedniego Maca Mini. 500% wzrost to imponująca wartość, u konkurencji przeciętny wzrost prędkości w nowych modelach to raptem kilka do kilkunastu procent. Myślę, że taki bezkompromisowy skok jest efektem niepowtarzalnego charakteru Apple, które w przeciwieństwie do konkurencji nie jest zimną korporacją kierowaną przez księgowych.

Nie pozostał mu dłużny zespół projektujący MacBooka Air, który zwiększył rozdzielczość ekranu aż 4 krotnie. Najbliższy konkurent Aira, Surface Laptop 2, zaprezentowany całkiem niedawno nie otrzymał nawet pół nowego piksela. Trochę gorzej wypada przyrost mocy w Air, ponieważ zmniejszając komputer, zmniejszono baterię a chcąc zachować długi czas pracy znany ze starego modelu zdecydowano się na zastosowanie dwurdzeniowego układu. Z drugiej strony, ten zabieg pozwolił ograniczyć koszty, co przecież ma wpływ na ostateczną cenę komputera. Skoro chcieliśmy dobrego i relatywnie taniego Aira, nie powinniśmy narzekać.

Czy nowe komputery mają jakieś wady? Jeśli już, to zupełnie niepotrzebne władowanie w Maca mini sporej dawki przestarzałych technologii i portów: USB-A, HDMI, Ethernet (kto to jeszcze pamięta) czy o zgrozo wymienne pamięci RAM. Zapewne przez takie niepotrzebne komplikacje konstrukcji jego cena musiała nieznacznie, ale jednak, wzrosnąć. Wydaje się, że po 3 latach od wprowadzenia Maków wyposażonych tylko w USB-C, to niczym nieuzasadniona bojaźń i nadgorliwość. USB-C zapewnia więcej, a w razie potrzeby zawsze można zastosować elastyczne porty sprzedawane przez Apple w postaci przejściówek. Wymienność wewnętrznych komponentów w czasach gdy o nasz komputer dba koprocesor T2, to też jakieś zupełnie niepotrzebne dziwactwo.

Ale… pomimo tych drobnych wad trzeba przyznać, że Mac mini ze swoimi 4 i 6 rdzeniami, świetną grafiką Intel UHD Graphics 630 i oszałamiającą obudową w kolorze Gwiezdnej Szarości może okazać się godnym następcą Maca Pro, w którego budowę Apple zupełnie niepotrzebnie zaangażowało się kilka lat temu. Czas takich przesadzonych maszyn już dawno minął, dziś niewielkie i mocne mini wspomagane zewnętrznym GPU, zewnętrzną macierzą RAID, zewnętrznym interfejsem video oraz kilkoma donglami może je bez problemu zastąpić. Pamiętajmy o lekcji którą dał nam Steve Jobs, upraszczajmy a nie komplikujmy.

Podsumowując, to była wspaniała konferencja dla każdego kto kocha Macintoshe. Cook pokazał, że dla niego to dalej jest bardzo droga część tej firmy. Premierę iPada Pro zepchnięto gdzieś na jej szary koniec i widać, że to nie prawda, że próbuje się promować te tablety kosztem komputerów. Po nowych Makach wyraźnie czuć, że to nie „gross margin” ale „użytkownik” był w sercu procesu twórczego. Jedyne czego można żałować, to tego, że nie dowiemy się o ile tym razem podskoczyła sprzedaż Maków...