„Gdy Jobs zabijał dyskietki też płakałeś?” - da się słyszeć przy prawie każdej dyskusji na temat nowych MacBooków Pro pozbawionych portów USB-A, HDMI, czytnika kart SD i MagSafe. Apple zastąpiło je czterema portami TB3/USB-C umożliwiającymi jednocześnie ładowanie komputera. Zwolennicy zmiany twierdzili, że stawianie na innowacyjne rozwiązania to typowa droga firmy, a usunięcie starych portów da impuls producentom akcesoriów do szybszego wejścia w USB-C. Jak wiemy impuls dostali producenci przejściówek, za to w mediach społecznościowych pojawił się prześmiewczy hashtag #donglehell pod którym sfrustrowani użytkownicy wrzucają swoje kombinacje.

Operację tę porównywano do decyzji Jobsa przy wprowadzaniu pierwszego iMaka. Wymieniono wtedy dotychczasowe porty na nowoczesny, ale dopiero raczkujący, standard USB oraz usunięto stację dyskietek. Pomimo pozornego podobieństwa obu rewolucji, cele jakie przyświecały ich twórcom oraz podejście do użytkownika różnią się w zasadniczy sposób.

Standardowym zestawem złączy w tamtych czasach były niekompatybilne z resztą świata:

  • ADB - przestarzały port służący do podpięcia np. myszy, klawiatury. Nie pozwalał na podłączanie urządzeń „na gorąco”.

  • GeoPort*- znane jako porty drukarki i modemu. Pomimo różnych oznaczeń były identyczne. Służyły także do sieci LocalTalk i podłączania części akcesoriów (np. Newtona). Pracowały z prędkością 2 Mbps, nieoficjalnie uznawane za hotplugowe.

  • DB-15 lub HDI-45 - złącza video, wymagające przejściówki w przypadku podłączenia monitorów VGA.

  • AAUI-15 - port ethernetowy wymagający przejściówki do podpięcia do sieci opartej na RJ-45.

Całość uzupełniały bardziej uniwersalne złącza:

  • SCSI - najszybszy port o przepustowości 40 Mbps. Używany do podłączenia dysków, CD, nagrywarek, profesjonalnych skanerów i drukarek. Nie pozwalał na podpinanie „na gorąco” a ostatnie urządzenie w szeregu musiało mieć port SCSI „zamknięty” terminatorem.

  • 10base-T / RJ-45 - standard ethernetowy, część modeli posiadała go oprócz lub zamiast AAUI-15.

Konsumenckie akcesoria podpinano najczęściej przez GeoPorty i ADB, profesjonalne korzystały ze SCSI. Osprzęt dla komputerów PC używał niekompatybilnych z Makami portów LPT i RS232, w efekcie czego ten dla niszowych już wtedy Maków musiał być specjalnie projektowany. Z tego powodu z tańszymi akcesoriami było coraz gorzej. Przykładowo, jeśli potrzebowałeś drukarki do domu, mogłeś wybrać produkt Apple lub jeden z dwu modeli firm trzecich (HP, Epson). Tylko oferta drogich akcesoriów dla profesjonalistów była szeroka.

Co gorsza Apple stanęło na skraju bankructwa i dla przetrwania, konieczne stało się zakończenie produkcji własnych akcesoriów. Zostawiało to świat konsumenckich Macintoshy z mikroskopijną liczbą dostępnych urządzeń i bez widoków na to, że ktoś je zastąpi. W efekcie nieźle sprzedawał się np. kosztujący 100$ zestaw PowerPrint, składający się z kabla LPT-GeoPort oraz oprogramowania obsługującego niektóre modele drukarek z rynku PC. Część użytkowników i dziennikarzy postulowała nawet żeby wyposażyć Maki w LPT.

Szansą był spodziewany skok jakościowy związany z wprowadzaniem USB w świecie PC. Wśród części użytkowników Apple funkcjonuje legenda jakoby iMac był pierwszym komputerem z USB, tymczasem Sony już w 1997 r. wypuściło laptopa Vaio dysponującego tym portem (a nawet applowskim FireWire!), a liczba akcesoriów nie była duża, ale stale rosła. Problemem była niestabilność standardu 1.0, słaba implementacja w Win95, ale wraz z nadchodzącym standardem 1.1, Win 98 oraz planami producentów sprzętu wiadome było, że USB zacznie trafiać pod strzechy.

Nieciekawa była struktura sprzedaży modeli Maka z tamtego okresu. W kwartale Q3 ’98, poprzedzającym wprowadzenie iMac’a, 52% sprzedanych komputerów stanowiły profesjonalne Power Macintoshe G3, 21% to oferowane tylko na rynku edukacyjnym G3 All-in-one, 16% stanowiły PowerBooki G3 a 4% przypadło na serwery. Sprzedaż sprzętu dedykowanego konsumentom, resztki magazynowych Perform, stanowiła około 7% przychodów. Można zaryzykować stwierdzenie, że na rynku konsumenckim Apple prawie przestało istnieć.

REWOLUCJA BEZ OFIAR

Paradoksalnie, dzięki takiej sytuacji, Jobs miał otwartą drogę dla przeprowadzenia prawie bezbolesnej rewolucji. iMac miał trafić właśnie do zwykłych konsumentów, do domów, do ludzi potrzebujących łatwej i przyjaznej maszyny do internetu oraz nadchodzącego cyfrowego świata. Słychać to z każdego wywiadu jaki Jobs udzielał na przełomie 1997/98. Widać to nawet w wewnętrznym nazewnictwie - iMac był pierwszym komputerem stworzonym wg „NewWorld Architecture”.

Użycie przestarzałych i praktycznie nie wspieranych GeoPortów było bezsensem, nikt w ten standard już nie inwestował. Gdy na początku 1998 r. Apple i HP porozumiały się w sprawie zwiększenia ilości kompatybilnych drukarek, oznaczało to dodanie kolejnych sterowników do wspomnianego PowerPrinta. LPT było podobnie bezsensowne technologicznie a do tego ten port był identyczny z applowskim SCSI.

W efekcie w iMacu umieszczono tylko nowoczesne rozwiązania:

  • USB 1.1- szybkość 12 Mbps, pełna hotplugowość, znacznie lepsza konstrukcja gniazd i wtyczek.

  • 100base-T- szybszy standard Ethernetu, dalej oparty o wtyczkę RJ-45

  • modem 56k v.90- modem zgodny z ówcześnie najnowszą specyfikacją v.90. Choć to wywalczyli użytkownicy, oryginalnie miał być wolniejszy.

Gdy komputery zaczynały docierać do klientów, oferta akcesoriów USB była co najmniej porównywalna do oferty dla GeoPortów. Większość nowych urządzeń USB była „MacOS ready”. Producenci, którzy nie mieli żadnego interesu w inwestowaniu w „starego” Apple, dostali impuls aby zainteresować się niszową platformą ponieważ wiadome było, że jej użytkownicy w naturalny sposób będą szukać urządzeń w standardzie w który i tak zaczynali wprowadzać. Sprzęt był projektowany jednocześnie dla PC i Maca a jedyne co generowało dodatkowe koszty to konieczność napisania sterowników.

Teoretycznie poszkodowane były osoby posiadające osprzęt starego typu. Ale Apple „wynagradzało” użytkownika bezprecedensowo niską ceną. W 1997 r. za PowerMac 5400/200 z wbudowanym 15” monitorem trzeba było zapłacić 1700$, iMac G3 był o 400$ tańszy. Ta obniżka wystarczała do zakupu dwu najbardziej podstawowych ówcześnie akcesoriów czyli skanera i drukarki.

Jednocześnie dla branży Pro i konserwatywnych użytkowników nic się nie zmieniło. Power Macintosh’e i PowerBooki G3 pozostawały przez jakiś czas w architekturze „OldWorld”. Gdy wyszedł pierwszy PowerMac nowych czasów - G3 B&W, zachowano w nim port ADB. SCSI zastąpiono nowoczesnym FireWire, ale jednocześnie do oferty wprowadzono karty PCI zgodne ze starym standardem. ADB umarło ostatecznie wraz z wprowadzeniem PowerMaka G4, gdy rynek był już zalany urządzeniami USB. W PowerBookach elementy „OldWorld” utrzymały się jeszcze dłużej, laptopy straciły GeoPorty i ADB w połowie 1999 r., a SCSI wyrzucono dopiero w 2000 r. wraz z nadejściem „Pismo”.

Artykuł rozpocząłem od tekstu o dyskietkach, ale dotychczas nic o nich nie wspomniałem. Po prostu, ich zabicie bardziej odbiło się echem w świecie PC niż użytkowników Apple. W przypadku tych ostatnich głosy sprzeciwu bazowały w większości na sentymencie do czegoś co zawsze było a nie realnej użyteczności tego starocia. W 1998 r. praktycznie wszystko w świecie Apple było dystrybuowane na CD, a spora część drobniejszego softu przenosiła się do sieci. Popularnością cieszyły się dyskietki o dużej pojemności, szczególnie Iomega ZIP, które można było zamawiać bezpośrednio u Apple elegancko wbudowane w komputer. Nie przypadkiem, w momencie pojawienia się iMaka na rynku, producenci tych dysków zameldowali się z wersjami USB praktycznie od razu.

BEZ ZNIECZULENIA

O ile Jobs przeprowadził rewolucje w dziale z którego Apple praktycznie wyleciało, obecni decydenci zdecydowali się wywrócić do góry nogami jedną z głównych linii produktowych.Co gorsza wybrano laptopy, których użytkownicy często bywają zmuszeni korzystać z cudzej infrastruktury. Podpinanie się do projektorów, korzystanie z czyichś dysków, pendrive’ów, karty SD - żadnego z tych zadań nie da się wykonać bezpośrednio przy pomocy USB-C czy wifi. Oczywiście każdy z Nas nie raz klął próbując trafić odpowiednią stroną wtyczki USB-A do gniazda, ale tego typu frustracja nijak się ma do tej gdy klient w terenie podaje Ci pendrive a Ty akurat zapomniałeś przejściówki.

Nie ma też widoków aby w najbliższej przyszłości wymienione urządzenia przeszły masowo na nowe standardy. W przeciwieństwie do sytuacji z 1998 r. większość obecnego w biurach i domach sprzętu sprawuje się dokładnie tak samo pracując pod USB-A, często nawet w standardzie 2.0. Powszechność USB-A czy HDMI wymusza konieczności ich stosowania, więc wprowadzenie dodatkowego standardu wiąże się ze zwiększeniem komplikacji sprzętu oraz powiększaniem gabarytów a w efekcie także kosztów.

Kto ma małe dzieci, kota, psa czy pracuje w ruchliwym miejscu, raczej na pewno uważa MagSafe za jeden z najlepszych pomysłów od czasu wynalezienia koła. Wady związane z pozbyciem się tego złącza nie ograniczają się tylko do zwiększonego ryzyka upadku sprzętu. Nawet jeśli do tego nie dojdzie, gwałtowne szarpnięcia delikatną wtyczką i gniazdem zwiększają ryzyko ich uszkodzenia.

Zupełnie nielogicznie wygląda sprawa kart SD które są standardem w branży foto i video, a na rynku konsumenckim nie mają praktycznie żadnej konkurencji. Na horyzoncie nie widać nawet potencjalnego następcy. Decyzja jest tym bardziej absurdalna, że Apple z FCP X najsilniejszą pozycję utrzymuje wśród tzw. prosumerów, gdzie karty SD mają praktycznie monopol.

Czy zadowoleni ze zmiany mogą być ludzie używający MacBooka Pro stacjonarnie? Teoretycznie tak, do zadań wymagających zewnętrznej karty graficznej czy szybkich macierzy dyskowych TB3 jest idealne. Tyle, że dla większości użytkowników dwa porty są w zupełności wystarczające, a taką ilością TB dysponowały już MBP 2013-15. W przypadku modeli 16-18 użytkownik i tak nie obędzie się bez przejściówek, a jeden port będzie miał zajęty zasilaniem.

Ktoś mógłby powiedzieć, że Cook próbował zrobić łagodną rewolucję, jako pierwszy komputer „USB-C only” wprowadzono MacBooka 12. Tylko dlaczego nie zauważono że przez rok samotnej reprezentacji w tym świecie, na rynku akcesoriów niewiele się zmieniło. Jedyną branżą, która zaadaptowała ten standard na dużą skalę są producenci smartfonów… z wyjątkiem tego z jabłkiem na pleckach. O ile Apple uszczęśliwiło nas USB-C w laptopach, w smartfonach trzyma się portu Lightning. Oznacza to, że do przejściówek musimy dołożyć jeszcze dedykowany kabel do telefonu. Wszystko to jest nieintuicyjne a wręcz schizofreniczne.

Podsumowując, czy Jobs podpisał by się pod rewolucją USB-C? Moim zdaniem nie, Jobs nie podążał za dyktatem użytkowników, ale robiąc rewolucję myślał o tym żeby w efekcie było im łatwiej. Nie wywracał wszystkiego do góry nogami gdy wprowadzał jakąś nowość. Gdy wprowadzono FireWire 800 nowa wtyczka pojawiła się jako dodatkowy port i dopiero po pewnym czasie całkiem zastąpiła starszą wersję. Sukces Jobsa nie wynikał z mas fanów ślepo podążających na kolejne premiery, on tę wiarę dopiero musiał wypracować. Cook bez wątpienia potrafi zamienić tę wiarę na dolary, ale czy potrafi w dłuższej perspektywie utrzymać „inny” i przyjazny wizerunek Apple? Patrząc na zdjęcia z hastagiem #donglehell mam duże wątpliwości.

* GoePort - a co to takiego?

Na początku Apple używał 8 pinowych serial portów z których port drukarki był dodatkowo przeznaczony do obsługi sieci LocalTalk i był szybszy. Pod koniec ery 68k, modele AV otrzymały konwerter analogowo-cyfrowy a jeden z portów wzbogacono o dodatkowy pin, taka modyfikacja otrzymała nazwę GeoPort. Pin upchnięto tak, że wtyczka była wstecznie zgodna z 8 pinową, większość użytkowników nie zauważyła tej zmiany. W Makach PowerPC oba porty unowocześniono do szybszego standardu. Większość akcesoriów nie wykorzystywała dodatkowych możliwości i wyposażana była w kable z wtyczką 8 pinową, jednak dla czytelności artykułu wszędzie gdzie piszę o portach i wtyczkach mini-DIN-8 oraz GeoPort używam tej drugiej nazwy.

Zdjęcia: reddit : JpOscar, wikipedia : Danamania; własne